Trudno uwierzyć, co spotkało polskich olimpijczyków. Wszystko wyszło na jaw po igrzyskach
Po IO w Paryżu, między ministrem sportu i turystyki Sławomirem Nitrasem a prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosławem Piesiewiczem cały czas grzmi. Polityk postanowił zareagować na nieprawidłowości związane ze zorganizowaniem przez PKOl pobytu polskich olimpijczyków w stolicy Francji. Teraz wyszło na jaw, jaka była skala tych zaniedbań. Padły konkretne kwoty.
Zaniedbania ze strony PKOl. Olimpijczycy mieli poważny problem
Polscy sportowcy na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu nie poprawili wyniku sprzed 3 lat. Wtedy to z Tokio Polacy przywieźli 14 medali, w tym aż 4 złote. W tym roku skończyło się na 10 krążkach i jednym jedynym najbardziej prestiżowym wyróżnieniu dla Aleksandry Mirosław we wspinaczce sportowej na czas. Powodów takiego wyniku medalowego polskiej reprezentacji może być wiele, a jednym z nich może być sytuacja w związkach sportowych.
Jakub Zborowski, komentator Eurosportu i były szpadzista relacjonował m.in. zawody polskich florecistów. Po przegranym pojedynku z Włochami ekspert wygłosił monolog na temat kolesiostwa w Polskim Związku Szermierczym. Chodziło mu przede wszystkim o to, że zamiast Leszka Rajskiego, który jego zdaniem powinien pojechać do Paryża, wybrany do składu został Michał Siess, który miał prezentować o wiele słabszą formę.
Drodzy państwo, ja powiem tylko krótko: tak kończy się kolesiostwo i układy w Polskim Związku Szermierczym. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Gdybyśmy mieli uczciwe klasyfikacje, to takich momentów na igrzyskach, nie tylko w szermierce, mielibyśmy zdecydowanie mniej. Wielka prośba o zainteresowanie się tym, co dzieje się na igrzyskach olimpijskich. Bo człowiek, który z Tomasso Marinim walczył jak równy z równym, przed igrzyskami miał najwyższą formę, trenuje teraz dzieci w Polanicy-Zdroju, a Michał Siess w turnieju indywidualnym zadał Czechowi Choupenitchowi trzy punkty... Niech państwo sobie sami ocenią, czy tak powinna wyglądać polska szermierka i polski sport - powiedział Zborowski na antenie Eurosportu.
Pstryczek w nos działaczom zadała również srebrna medalistka w kolarstwie torowym, Daria Pikulik. Po piątkowym madisonie wyznała na antenie Telewizji Polskiej, że Polski Związek Kolarski nie zapewnił jej pieniędzy na lutowe zgrupowanie. W efekcie musiała zapłacić za nie z własnej kieszeni.
Poważne ostrzeżenie dla Julii Szeremety. Nadchodzą trudne chwile Iga Świątek była pod ścianą i nagle zwróciła się do trenera. Wystarczyły dwa zdaniaW lutym musiałam sama zapłacić sobie za zgrupowanie (...) Nie mieliśmy rowerów, nie mieliśmy nic. Kombinezony dostałyśmy dzień przed startem - mówiła Pikulik.
Po igrzyskach wszystko wyszło na jaw. Musieli płacić ogromne pieniądze z własnej kieszeni
Sławomir Nitras, po zakończeniu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu rozpoczął działania mające na celu wyjaśnienie wszystkich niedopilnowań ze strony Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Polityk oznajmił na X, że zgłoszeń było tak dużo, że niezbędna jest reakcja ze strony rządu.
Wyjaśnimy każdy zgłaszany przez sportowców przypadek zaniedbania. Sygnałów dotyczących braku obecności trenerów, fizjoterapeutów lub braku sprzętu było zbyt dużo. Rozpoczynamy od ustalenia, kto i w jakim charakterze przebywał na igrzyskach olimpijskich za pieniądze publiczne - przekazał minister.
Kilka dni temu Nitras skierował do szefa PKOl Radosława Piesiewicza list, w którym domagał się szczegółowych informacji o tym, kto i w jakim charakterze przebywał na igrzyskach. Ponadto chciał się dowiedzieć, ile to kosztowało olimpijczyków i kto musiał zapłacić z prywatnych pieniędzy, by być przy swoich zawodnikach.
Okazało się, że kwoty są bardzo duże. Minister sportu przekazał w środę, że otrzymał informacje na ten temat. Jak podaje Onet, wynika z nich, że prezesi związków wraz z osobami towarzyszącymi korzystali z hoteli, których koszt wynosił ponad 1000 euro za dobę. Ponadto lekarze czy fizjoterapeuci mieli płacić za dobę hotelową w Domu Pielgrzyma 48 euro. Do tego trenerzy lekkoatletyki musieli sami płacić za bilety, by móc w ogóle być przy swoich podopiecznych.
ZOBACZ: Gwiazda Realu bez ogródek wypaliła o polskich kibicach. Co za słowa
Radosław Piesiewicz odpowiada, oficjalnych informacji nie będzie
Na list Sławomira Nitrasa zdążył już odpowiedzieć szef PKOl-u, Radosław Piesiewicz. Oznajmił, że nie przekaże ministrowi informacji, których żąda. W oficjalnym oświadczeniu zaznaczył, że nie ma on ku temu uprawnień.
Informuję i wyjaśniam, że Polski Komitet Olimpijski nie przekaże panu takich informacji. Nie jest zadaniem Polskiego Komitetu Olimpijskiego przypominać panu ministrowi, że minister właściwy ds. kultury fizycznej i sportu jako organ administracji rządowej, zgodnie z regulacjami Kodeksu Postępowania Administracyjnego winien jest działać zgodnie z przepisami prawa. Żaden przepis prawa powszechnego nie daje panu jako organowi administracji rządowej uprawnień do żądania przedstawienia wskazanych w Pana piśmie informacji" — podkreślono w oświadczeniu.
Piesiewicz przypomniał również o tym, że Sławomir Nitras, jako minister sportu i turystyki nie pełni funkcji nadzorującej w rozumieniu przepisów ustawy o sporcie. Ponadto w dalszej części listu szefa PKOl, opublikowanym w serwisie Onet.pl zostało zaznaczone, że w razie dalszych prób uzyskania tych informacji, zostanie to uznane za rażące naruszenie prawa i przekroczenie uprawnień.
Termin pobytu na igrzyskach olimpijskich, adres zakwaterowania, rodzaj otrzymanej akredytacji, a także terminy pobytu poszczególnych osób w wiosce olimpijskiej nie mogą stanowić przedmiotu pana zainteresowania. Kontynuacja tego typu zachowań będzie musiała być uznana za rażące naruszenie prawa i przekroczenie uprawnień wynikających z przepisów prawa.