Robert Karaś rekordzistą świata w 10-krotnym Ironmanie. Wstrząsające kulisy sukcesu
Robert Karaś wygrał Brasil Ultra Tri i został rekordzistą świata w 10-krotnym Ironmanie. Ogromny sukces Polak okupił niewyobrażalnym cierpieniem. O tym, z czym musiał zmierzyć się w trakcie szaleńczej rywalizacji, opowiedział w trakcie spotkania z mediami na PGE Narodowym.
Robert Karaś zwycięzcą Brasil Ultra Tri. Nadludzkie poświęcenie uczestników zawodów
Brasil Ultra Tri to jedne z najbardziej wymagających zawodów triathlonowych świata. W ramach rywalizacji zawodnicy mają do pokonania kolejno: 38 km pływania, 1 tys. 800 km jazdy na rowerze i na koniec 420 km biegu.
Robert Karaś na trasie borykał się z wieloma problemami. Pomimo przeciwności losu pokonał dystans 10-krotnego Ironmana, ustanawiając nowy rekord świata: 164 godziny, 14 minut i 2 sekundy!
Była pracownica cateringu ujawniła prawdę o szpitalnym jedzeniu. "Dolewanie wody do zupy na porządku dziennym"Ogromne cierpienie Roberta Karasia. "Nie byłem w stanie się uśmiechać"
Godny podziwu sukces Polak okupił wieloma kryzysowymi chwilami na trasie. Podczas zmagań doznał przeciążeniowego zmagania piszczela. - Sprawia mi to problemy w chodzeniu i trenowaniu. To nie jest dobre, bo po takim wysiłku potrzebuję aktywności fizycznej. Organizm powinien stopniowo zwalniać, nie może być nagle odłączony od wysiłku. Mam nadzieję, że wkrótce mi się polepszy i będę mógł coś porobić - powiedział Robert Karaś w rozmowie z portalem sport.interia.pl
Uszkodzone zostały również stopy sportowca. - Zeszły mi paznokcie z chyba dwóch palców. Na szczęście mamy lato, więc nie trzeba zakładać ciężkich butów. Wystarczą sandały, które nie podrażniają bolących miejsc. Myślę, że za 4-5 tygodni wszystko powinno wrócić do normy i będę mógł założyć nawet buty treningowe - oznajmił.
Niewyobrażalny wysiłek Roberta Karasia w trakcie Brasil Ultra Tri
Robert Karaś wspomniał również o problemach psychicznych. Emocje targające zawodnikiem na trasie były potężne. Triathlonista płakał, pojawiały się negatywne myśli, włącznie z tymi o rezygnacji. Ostatecznie się jednak nie poddał.
- Początkowo była tragedia. Krótko po wyścigu nie byłem w stanie się uśmiechać. Teraz jest już ok. Jestem szczęśliwy, pojawił się uśmiech na twarzy. Jestem nawet dumny z tego, co zrobiliśmy jako team. Widać, że zdrowie psychiczne też potrzebowało chwili na regenerację - tłumaczył Karaś.
Zawodnik zdradził, kiedy przydarzył się jeden z najtrudniejszych momentów wyścigu. - Poczułem, jak od stopy oderwał mi się duży płat skóry. Później doszedł do tego jeszcze piszczel, a do końca miałem 390 kilometrów. Wyobraziłem sobie, że muszę przebiec z rozwaloną nogą dystans z Warszawy do Gdańska. Przyszło załamanie, ale trzeba było to ukończyć - wyjaśniał w rozmowie z portalem.
Robert Karaś zmagał się także z halucynacjami. - Pojawiły się bardzo szybko, bo już podczas 16. godziny. Prawdopodobnie wynikało to z tego, że polecieliśmy do Brazylii zbyt późno i nie zdążyłem się przystosować. Poza tym zatrułem się czymś na lotnisku w Warszawie, miałem gorączkę i musiałem brać antybiotyk. Wypłukałem się, przez co mój organizm był osłabiony. Każda kropla potu na okularach zamieniała się w gadającego potworka. Kiedy patrzyłem dłużej na trawę, ona również zaczynała żyć w mojej głowie. Wiedziałem, że w tej sytuacji muszę zrobić sobie przerwę. Zjechałem do boksu, położyłem się na 45 minut i halucynacje minęły. Nadal byłem jednak bardzo śpiący - wspominał sportowiec.
Źródło: sport.interia.pl