Wielki triumf Słowacji, "sąsiedzi" zaskoczyli świat. Bezradni Belgowie bili głową w mur
Rywalizacja w grupie E na Euro 2024 nabiera rumieńców. Po sensacyjnej porażce Ukrainy w meczu z Rumunią, do akcji wkroczyły ekipy Belgii oraz Słowacji. Jak się okazało, również i tym razem kibice byli świadkami nie lada niespodzianki. Nasi południowi sąsiedzi niespodziewanie pokonali wyżej notowanych rywali i są o krok od awansu do fazy pucharowej.
Euro 2024. Rywalizacja w grupie E nabiera rumieńców
Poniedziałkowe popołudnie stało pod znakiem rywalizacji w grupie E tegorocznego Euro. Najpierw do walki na boisku przystąpiły drużyny Rumunii i Ukrainy, które w opinii wielu, miały się uplasować tuż za plecami “mocarnej” Belgii. Choć przed turniejem wielu ekspertów upatrywało w drużynie Sierhieja Rebrowa idealnego kandydata do roli “czarnego konia”, to na stadionie w Monachium na jaw wyszły wszelkie niedociągnięcia długofalowego projektu naszych wschodnich sąsiadów.
Multum błędów indywidualnych, w połączeniu z twardą i nieustępliwą postawą Rumunów sprawiły, że finalnie to podopieczni Edwarda Iordanescu wyszli z tego starcia zwycięsko. Trafienia Nicolae Stanciu, Razvana Marina, a także Denisa Dragusa sprawiły, że kibice z całego Starego Kontynentu przecierali oczy ze zdumienia. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że rezultat 3:0 może być rozpatrywany w kategoriach wielkiej sensacji.
Reprezentacja Polski zrównana z ziemią. Mistrz olimpijski nie miał litościEuro 2024. Zabójczy początek Słowaków zaskoczył Belgów
Spotkanie Słowacji z Belgami rozpoczęło się zgodnie z wcześniej nakreślonym scenariuszem. Drużyna “Czerwonych Diabłów” bardzo szybko przejęła inicjatywę, spychając nerwowych oponentów do głębokiej defensywy. Linię obrony w głównej mierze nękali Romelu Lukaku, jak i dynamiczny Jeremy Doku, występujący na co dzień w Manchesterze City. W końcowym rozrachunku świetne sytuacje nie znalazły przełożenia na wynik, a wręcz przeciwnie. W kolejnych minutach bezlitośnie się zemściły.
Dokładnie w 7. minucie, kiedy to pierwsza sytuacja Słowaków zakończyła się skuteczną finalizacją. Wszystko zaczęło się od fatalnego błędy defensywy Belgii, a przede wszystkim imponującego pressingu ekipy Francesco Calzony. Później było zagranie w pole karne do Kucki. Doświadczony pomocnik nie kalkulował, tylko oddał silny strzał, który został sparowany przez Casteelsa. Pech chciał, że piłka spadła pod nogi świetnie ustawionego Schranza, który pewnym uderzeniem wpakował piłkę do siatki.
W późniejszych minutach Belgowie rzucili się do zmasowanych ataków, jednak ich przewaga nie przełożyła się na zdobycze bramkowe. Zupełnie inną taktykę przyjęli Słowacy, którzy kreowanie w akcji w ataku pozycyjnym zostawili Belgom, a sami skupili się na dynamicznych kontrach.
W 40. minucie nasi południowi sąsiedzi mogli już prowadzić 2:0, jednak na drodze stanął świetnie dysponowany Koen Casteels, który idealnie powstrzymał strzał z powietrza wbiegającego w szesnastkę Haraslina.
Ostatecznie do końca pierwszej połowy już nic się nie wydarzyło i turecki arbiter tego meczu zaprosił wszystkich piłkarzy do szatni na zasłużoną przerwę.
W drugiej połowie scenariusz gry nie uległ zmianie i to Belgowie przez miażdżącą większość czasu byli stroną dominującą. W 58. minucie ekipa “Czerwonych Diabłów” w końcu znalazła drogę do siatki za sprawą trafienia Lukaku. Jak się jednak okazało, radość podopiecznych Domenico Tedesco okazała się przedwczesna, ponieważ sędziwie VAR dopatrzyli się pozycji spalonej napastnika AS Romy.
Podobna sytuacja miała miejsce w 86. minucie, kiedy to po błyskotliwej akcji Opendy, piłkę w bramce ponownie umieścił Lukaku. Również i tym razem do akcji wkroczył VAR, anulując z pozoru prawidłową bramkę. Okazało się, że skrzydłowy RB Lipsk w momencie heroicznego rajdu zagrał piłkę ręką, tym samym dając podstawy sędziom do zmiany decyzji.
Ostatecznie do końca rezultat nie uległ zmianie i to nasi południowi sąsiedzi mogli się cieszyć z sensacyjnego zwycięstwa 1:0.
Euro 2024 w pełni. Kiedy kolejne mecze na niemieckich boiskach?
Poniedziałkowe starcie Belgii ze Słowacją zakończyło pierwszą kolejkę zmagań wewnątrz grupy E. Pikanterii dalszym zmaganiom dodaje fakt, że kilka godzin wcześniej ambitni Rumuni kompletnie zdemolowali faworyzowaną Ukrainę aż 3:0. Gole dla ekipy prowadzonej przez Edwarda Iordanescu strzelili Nicolae Stanciu, Razvan Marin a także Denis Dragus.
Entuzjastów piłkarskich emocji czeka jeszcze nie lada gratka w postaci spotkania Francji z Austrią, które będzie miało szczególne znacznie z perspektywy polskich kibiców. Jak wiadomo, obie drużyny rywalizują z nami w grupie D, dlatego warto śledzić wszystko, co wydarzy się na Merkur Spiel-Arena w Düsseldorfie.
Z kolei na wtorek zaplanowane dwa ostatnie mecze w grupie F. O godzinie 18:00 na boisko wyjdą drużyny Czech oraz Gruzji, a o 21:00 Portugalii oraz Turcji.