Thomas Thurnbichler wściekł się. Trener polskich skoczków nie mógł dłużej milczeć
Zimowy sezon skoków narciarskich dobiega końca, a przed nami już tylko ostatnie konkursy w Planicy. Polscy skoczkowie dwoją się troją, nie przestając wzbudzać nadziei w kibicach, a wszystko to pod wodzą nowego trenera Thomasa Thurnbichlera. Austriak bardzo angażuje się w swoje obowiązki, dbając o swoich zawodników jak o własne oczy w głowie. Nic więc dziwnego, że gdy doszło do niebezpiecznej sytuacji w Lahti, nie wytrzymał i musiał interweniować.
Loteryjny konkurs w Lahti
Ostatnie dni nie są dobre dla polskich fanów skoków narciarskich. Najpierw z udziału w zawodach do końca sezonu wycofał się z powodu problemów zdrowotnych swojej żony Dawid Kubacki , później natomiast oglądaliśmy groteskowy konkurs indywidualny w Lahti .
Na osłodę pozostał nam więc tylko drużynowo wywalczony brąz, ale apetyty były o wiele większe. W niedzielę pogoda jednak skutecznie pokrzyżowała plany organizatorów rozgrywek i zmusiła ich do przerwania rywalizacji po trwającej niemalże dwie godziny pierwszej serii .
Thomas Thurnbichler nie wytrzymał
To, dlaczego w ogóle tak długo zwlekano z decyzją o przedwczesnym zakończeniu zawodów, wciąż zastanawia wielu kibiców i komentatorów. Silnie wiejący wiatr, który co chwilę zmieniał kierunek, rozdawał karty jak chciał , a trenerzy zawodników reprezentujących wszystkie nacje mieli uzasadnione obawy o zdrowie i bezpieczeństwo swoich podopiecznych .
Nikogo nie powinno więc dziwić, że gdy tylko z belki zszedł ostatni zawodnik, trener Polaków, Thomas Thurnbichler , ruszył w pogoni za dyrektorem Pucharu Świata, Sandro Pertile, z niemałymi pretensjami.
- Oczywiście, to była loteria. Wiatr był nieprzewidywalny. Nie myślałem o wynikach. Bardziej zastanawiałem się na temat granicy bezpieczeństwa w skokach narciarskich , gdzie ona leży? - przyznał w rozmowie ze Skijumping.pl po konkursie w Lahti. - Nie czuję się dobrze, kiedy muszę machnąć flagą w takich sytuacjach, kiedy wiatr diametralnie zmieniał kierunek i siłę - dodał.
Trener Polaków nie owijał w bawełnę
Wzburzony Thurnbichler nie ukrywał nawet, że sprawa wystawiania bezpieczeństwa zawodników na tak wielka próbę, jak miało to miejsce w niedzielę, powinna absolutnie zostać przedyskutowana.
- Być może niektórzy widzą to inaczej, ale na końcu to ja jestem odpowiedzialny za tych zawodników i nie jest to komfortowa pozycja, stojąc tam na górze - stwierdził.
Przed nami już tylko zakończenie sezonu w słoweńskiej Planicy. Na ten moment wiele wskazuje na to, że pogoda znów może spłatać dużego figla. Wstępne prognozy mówią o wysokich temperaturach i opadach deszczu. Czy uda się rozegrać aż trzy konkursy? Przekonamy się wkrótce.
Źródło: Skijumping.pl