Wynik lepszy niż fatalna gra. Polska wymęczyła zwycięstwo z Wyspami Owczymi
Polska - Wyspy Owcze miały być meczem, w którym Biało-Czerwoni mieli pokazać, że są w formie i zasłużyli na miłość i zaufanie kibiców. Pierwsza połowa nie zapowiadała jednak dobrego rozstrzygnięcia. Gdyby nie karny podyktowany w 70. minucie, Polacy mogliby zapomnieć o zwycięstwie. Cudem dowieźli jednak do końca trzy punkty i wygraną.
Polska - Wyspy Owcze. Ogromna oczekiwania
Trudno było oczekiwać po polskiej reprezentacji czegoś innego niż wygranej z Wyspami Owczymi. Po ostatnich blamażach w eliminacjach do Euro 2024 polscy kibice chcieli zobaczyć na własne oczy, jak kadra budzi się ponownie do życia i wraca na właściwe tory.
Zdaje się jednak, że mecz z Farerami nie był przebudzeniem, na które wszyscy czekali. Dobitnie pokazała to pierwsza połowa, po której wiele osób straciło już nadzieję na sukces.
Polska - Wyspy Owcze. Dramat w pierwszej połowie, remis
Gdy pod koniec pierwszej połowy kibice zobaczyli na tablicy wynik 0:0 , nie mogli uwierzyć własnym oczom. To, co działo się na boisku, czasem przypominało rzeczywiście nawet niezłą grę, ale czar pryskał w momencie, w którym trzeba było wykorzystywać piłki ze swoich akcji.
Swoje szanse mieli Piotr Zieliński, Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski czy Bartosz Bereszyński. Nie została wykorzystana ani jedna z nich, a w oczach polskich piłkarzy widać było niemoc. Na domiar złego w 22. minucie spotkania pierwszą żółtą kartkę zarobił Grzegorz Krychowiak. Interwencjami musiał też popisywać się Wojciech Szczęsny, co przy dobrej obronie przeciwko zespołowi takiej klasy jak Wyspy Owcze nie powinno mieć miejsca.
Polska - Wyspy Owcze. Karny, który uratował mecz
Początek II połowy przypominał bardzo to, co widać było w pierwszej. Pojawiło się parę akcji całkiem dobrze pomyślanych jak na polski zespół, ale brak celności zarówno w podaniach, jak i strzałach na bramkę wołał o pomstę do nieba.
Fernando Santos zdecydował się na zmiany - zamiast Bartosza Bereszyńskiego wszedł Sebastian Szymański, a Arkadiusza Milika zastąpił Karol Świderski. Ich obecność niewiele jednak pomogła zespołowi - dziury i niedokładności były wciąż obecne.
Do cudu doszło jednak w 70. minucie. Sędzia odgwizdał rzut karny za zagranie ręką, co potwierdził VAR. Robert Lewandowski miał szansę strzelić bramkę w sam raz na urodziny Ani. Kolejny celny strzał oddał w 83. minucie meczu, tym razem już z pola. To był wyraźnie jego dzień. Farerzy coraz częściej faulowali, czując zapewne obciążenie meczem.
Polacy starali się jeszcze coś ugrać w doliczonych minutach meczu, ale na próżno konstruowali kolejne akcje. Wynik 2:0 pozostał na tablicy już do końca meczu, a reprezentacja cudem uniknęła kolejnego blamażu.