Nagły zwrot ws. pobicia bramkarza. Kewin Komar miał "walnąć sierpowego" i być głównym agresorem
Kewin Komar był agresorem? Z wersji jednej z osób zamieszanych w sprawę wynika, że to bramkarz Puszczy miał zaatakować jako pierwszy. Wokół sprawy pojawia się coraz więcej wątpliwości.
Kewin Komar - wątpliwości wokół sprawy pobicia
Kewin Komar nie ma szczęścia - w ostatnim czasie wokół jego sprawy narosło sporo wątpliwości. Najpierw według Szymona Jadczaka pobić miało go około dwudziestu kiboli z maczetami. Mieli oni być powiązani z Wisłą Kraków. Ostatecznie policja odrzuciła tę wersję.
- To było trzech, może czterech chłopaków. A raczej chłopaczków. To nie były żadne karki i na pewno napastników nie było dwudziestu czy trzydziestu, jak podają media. Kiedy chcieliśmy wezwać policję, zaatakowany poinformował nas, że nic się nie dzieje, że to jego koledzy, że tak sobie żartują. (...) Po dłuższej chwili zobaczyliśmy, że znów się szarpią. A potem doszło do bijatyki. Rozdzieliliśmy zwaśnione strony - mówił jeden ze świadków zdarzenia, Piotr Put, szef OSP w Wiśniczu Małym w rozmowie z “Faktem”.
Kewin Komar - poszło o dziewczynę?
W rozmowie z portalem Weszło, Franciszek T. i Dominik W. opowiedzieli swoją wersję wydarzeń z festynu. Pierwszy z nich jest byłym chłopakiem aktualnej partnerki Kewina Komara. Według niego, gdy pojawił się na festynie, bramkarz miał “patrzeć na niego z nienawiścią”.
- Około północy podszedłem pod stół, przy którym siedzieli i zapytałem, dlaczego się tak na mnie patrzy. Po czym on wstał i chciał mnie uderzyć, ale trafił mojego znajomego. Po tym wszystkim doszło między nami do wymiany ciosów, ludzie nas porozdzielali - opowiedział Franciszek T.
Kewin Komar agresorem czy ofiarą?
Kewin Komar był jednak agresorem? Ma to potwierdzać również wersja Dominika W. - młody mężczyzna został trafiony jako pierwszy przez piłkarza Puszczy i ma pogruchotaną szczękę .
- Chłop [Kewin Komar - przyp. red.] mi walnął sierpowego. Normalnie to nic by mi się nie stało, ale walnął mnie w czterech miejscach. Kciuka sobie rozwalił. Ja mu nic nie zrobiłem, nawet palcem go nie dotknąłem. Chciałem mu pomóc, bo się dobrze bawiliśmy - twierdził Dominik W. Sprawa zaczyna się coraz bardziej zagęszczać. Jak na razie prawdę odkrywa jednak policja.
Źródło: sport.fakt.pl, weszlo.com