Byli przekonani, że nie żyje, zadedykowali mu minutę ciszy. Wywiązała się wielka afera
Ostatnio, w meczu najwyższego szczebla rozgrywkowego doszło do kuriozalnej sytuacji. Wydarzyła się one przed meczem. Zawodnicy chcieli uczcić pamięć byłego gracza swojego klubu, jednak wywiązała się z tego wielka afera. Okazało się bowiem, że on… żyje. Drużyna wydała w tej sprawie oficjalne oświadczenie.
Kuriozalna sytuacja przed meczem. Myśleli, że nie żyje
W futbolu mamy wiele sytuacji, w trakcie których piłkarze muszą zachować powagę. Zwłaszcza, gdy śmierć ponosi osoba zasłużona bądź związana z danym klubem. O tym, jak bezlitosna potrafi być wola Boża dla zwykłego człowieka przekonali się niedawno piłkarze FC Barcelony.
Tuż przed meczem FC Barcelony z Osasuną, do którego miało dojść 8 marca, podczas popołudniowej drzemki w hotelowym pokoju zmarł lekarz klubu Carles Miñarro García. Nic nie zwiastowało tak tragicznego obrotu spraw.
Dr Miñarro był w hotelowym klubie i jadł z resztą drużyny. Później, po południu, we śnie, zmarł, donosi Mundo Deportivo.
„Gracze byli w całkowitym szoku i niedowierzaniu po usłyszeniu tej wiadomości” - czytamy na Facebooku Fabrizio Romano, który cytuje doniesienia Mundo Deportivo.
Carles Miñarro García zdążył nawet zbadać Roberta Lewandowskiego, który tego dnia zmagał się z dolegliwościami fizycznymi. Lekarz zlecił Polakowi odpoczynek i wcześniejszy powrót do domu. Tym samym, stało się jasne, że 36-latek nie zagra przeciwko Osasunie. W wyniku późniejszych informacji to już nie miało jednak żadnego znaczenia.
W obliczu śmierci Garcii, FC Barcelona natychmiast wniosła o przeniesienie spotkania z Osasuną na inny termin. La Liga oraz RFEF zgodziły się na to. Następnego dnia, przed odbyciem treningu, cały sztab oraz wszyscy zawodnicy stanęli na środku boiska i oddali cześć pamięci zmarłemu lekarzowi.
To oczywiście świeży przykład postępowania w obliczu nagłej śmierci współpracownika. Ta informacja oczywiście, choć niestety, okazała się prawdziwa. W przeciwieństwie do tej, z którą zetknęli się zawodnicy jednego z klubów bułgarskiej ekstraklasy.
Minuta ciszy dla... żyjącego piłkarza
Do kuriozalnej sceny doszło tuż przed rozpoczęciem jednego ze spotkań ligi bułgarskiej. W tamtejszej ekstraklasie, w ramach 25. kolejki zmagań Arda Kyrdżali mierzyła się z Lewskim Sofia. W momencie, w którym obie jedenastki pojawiły się na murawie stadionu Arena Arda, spiker zakomunikował, że w tym momencie nastąpi minuta ciszy .
Można by było pomyśleć, że jest to przykra okoliczność. Bowiem, do klubu miały dotrzeć informacje o śmierci byłego zawodnika Ardy, Petko Ganczewa. Jeszcze nie wiedząc, co zaraz się okaże, piłkarze obu zespołów ustawili się na środku boiska, a kibice wstali z miejsc. Wszyscy zamilkli, a spiker wygłosił kondolencje, skierowane do rodziny zmarłego.
Później, jeszcze w trakcie meczu okazało się jednak, że Petko Ganczew… żyje i ma się dobrze . Kuriozalnego charakteru całej sytuacji dodaje fakt, że były zawodnik Ardy, którego pamięci właśnie oddano cześć… był obecny na trybunach.
Klub musiał więc szybko zareagować na tę fatalną pomyłkę. W mediach społecznościowych klubu pojawiło się stosowne oświadczenie.
ZOBACZ: Lewandowski i Szczęsny poznali decyzję La Ligi. Miarka się przebrała, FC Barcelona składa odwołanie
Klub reaguje na fatalną wpadkę
Przeprosinowy komunikat pojawił się w mediach społecznościowych Ardy Kyrdżali jeszcze w trakcie trwania meczu z Lewskim Sofia. Jego treść można przeczytać na Facebooku.
Drodzy dziennikarze i fani ARDA,
Kierownictwo PFC ARDA chce przeprosić byłego piłkarza ARDA Petko Ganczewa i jego krewnych po tym, jak klub otrzymał błędne informacje o jego śmierci.
Życzymy Petkowi Ganczewowi wielu kolejnych lat w zdrowiu i radości z sukcesów ARDA - napisano.
Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1. Z pewnością oglądający ten mecz z trybun Ganczew oraz pozostali kibice Ardy mogli czuć niedosyt. Nie dość, że Lewski grał od 71. minuty w osłabieniu po tym, jak ich zawodnik wyleciał z boiska po drugiej żółtej kartce, to jeszcze jeden z piłkarzy Ardy nie wykorzystał wcześniej rzutu karnego.
W obliczu remisu, Arda Kyrdżali plasuje się na 5. miejscu. Lewski zajmuje natomiast 2. pozycję. Niekwestionowanym liderem jest Łudogorec Razgrad, o którego sile stanowi reprezentant Polski Jakub Piotrowski.
